To nie był zwykły grill. To była uczta smaków, śmiechu i wspólnego czasu, który płynął jakby wolniej, lepiej, po prostu inaczej. Szaszłyki skwierczały na ruszcie, a my – jak w dobrze zgranym zespole – kroiliśmy, doprawialiśmy, nabijaliśmy wszystko na patyki z precyzją kulinarnych artystów i swobodą ludzi, którzy naprawdę się lubią. Zapach ogniska mieszał się z aromatem przypraw i dźwiękiem śmiechu. Z głośnika płynęła muzyka, a z nas – dobra energia. Graliśmy, rozmawialiśmy, jedliśmy (dużo!), aż świat wokół na chwilę przestał się spieszyć. Było sielsko, biesiadnie, z przymrużeniem oka i szeroko otwartym sercem. Jakby ktoś nacisnął „pauza” na obowiązki i „play” na radość z bycia razem. To był grill z klasą – dosłownie i w przenośni. Bo nie chodzi tylko o to, co na talerzu. Chodzi o to, z kim przy nim siedzisz. A my już wiemy jedno – razem smakuje najlepiej.